W którą stronę, Panie burmistrzu?

By RzeczJasna lis 19, 2019

Moje urodziny – 28 grudnia 2018, IV sesja rady miejskiej nowej kadencji. Pamiętam doskonale, ja – debiutująca radna.  Od wyborów minęło 40 dni. Pytam o plany na najbliższą kadencję. Nie o realizację programu wyborczego. Jest już po wyborach. Chcę wiedzieć, jak burmistrz i jego ekipa wyobrażają sobie nasze miasto za 5, 10, 15 lat? Jakie są wyzwania, problemy, perspektywy? Jakie kierunki zamierzają kontynuować po poprzednikach? W którą stronę zmierza miasto?

Chcę wiedzieć, czy patrzymy w jednym kierunku. Przecież mamy współpracować przez najbliższe parę lat. Czuję brzemię odpowiedzialności.  Pada odpowiedź zastępcy burmistrza Agnieszki Majewskiej-Pawełko: „Taki dokument jest tworzony” (można sprawdzić: IV sesja RM z dn. 28.12.2018,  03:12:01.). Nadal  czekam.

Przyznaję, ani nie byłam fanką kandydata, ani nie jestem fanką burmistrza Zbigniewa Michalaka. No cóż… Mamy demokrację, większość wybiera. Wola suwerena. Myślę sobie – schowaj osobiste uprzedzenia, jest misja. To dopiero początek. Może się rozkręci… Trzeba dać człowiekowi szansę.  Daję. Czekam cierpliwie. A może uda mu się twórczo wyjść ze schematu myślenia o władzy? Może ucieczka do przodu jest możliwa? Nie wyobrażam sobie, że można inaczej. Głupia ja…

Mija 365 dni od wyborów. Nadal czekam. Pal licho, że nie dostałam odpowiedzi na moje pytanie.

Nie ma „tajemniczego” dokumentu, który jest „tworzony”. Co gorsza – nie widzę, żeby w podejmowanych przez burmistrza Zbigniewa Michalaka działaniach tkwiło ziarno myśli przewodniej, koncepcji, wizji chociażby. Choć trochę? Okruch? Skrawek? Nic. Mogłabym podpowiedzieć, jak poprawić zarządzanie miastem, gdyby były jakiekolwiek oznaki tego zarządzania. Bo nie chodzi tu o bieżące administrowanie zasobami – to tylko jeden z podstawowych przejawów zarządzania.

Chodzi o świadome osiąganie założonych celów przy użyciu różnych instrumentów, o podejmowanie decyzji i ich wykonywanie w sposób efektywny, politycznie przejrzysty, społecznie akceptowany i ekonomicznie racjonalny. Amen.

A co mamy przez ostatni rok?:

– działania ad hoc, bez planu;
– nieprzemyślane, zbyt szybkie decyzje skutkujące gaszeniem pożarów, wycieraniem rozlanego mleka
– pozorną komunikację z mieszkańcami;
– propagandę, zamiast rzetelnej informacji;
– działania dyktowane osobistymi uprzedzeniami i niechęcią, zamiast merytorycznej dyskusji;
– brak gotowości do podjęcia współpracy ze środowiskami, które się z burmistrzem nie zgadzają lub mają odmienne zdanie – co to za sztuka zarządzać, gdy wszyscy przytakują?;
– pogłębianie podziałów, zamiast budowania mostów;
– zarządzanie przez konflikt i antagonizowanie środowisk;
– zbyt częste mijanie się z prawdą (w wypadku naszego burmistrza to łagodny eufemizm) i wprowadzanie opinii publicznej w błąd;
– omnipotencję (sprawdź sobie w słowniku j. pol.);- nieumiejętność przyznawania się do błędów i trwanie w nich.

Dokładnie tych samych argumentów użyłam nie udzielając votum zaufania burmistrzowi w maju tego roku. O zgrozo! Nic się nie zmieniło. Żadnej refleksji. A nawet jest gorzej. Dochodzą wątpliwości związane z przejrzystością finansową i racjonalnym gospodarowaniem publicznymi środkami, słabość intelektualna, brak zdolności przywódczych i nietrafne wybory personalne.

Ja nie wiem, czy to jest taka męska przypadłość? Za dużo testosteronu? Potrzeba pokazania siły za wszelką cenę? Oznaczanie terenu jest ważniejsze niż podejmowanie racjonalnych decyzji? Moje musi być na wierzchu i basta!

Pan burmistrz wszędzie widzi gwoździe, a jedynym narzędziem, jakie mu przychodzi do głowy, jest młotek. Więc wali na oślep. Tak na wszelki wypadek. To jest męczące. I kontr-produktywne. W Radzie Miasta jest wiele nowych osób, z nową energią, z nowymi pomysłami. Mądry człowiek skorzystałby z tego potencjału. A tak para idzie w gwizdek. Pan burmistrz, niestety, realizuje bardzo prostą potrzebę posiadania władzy, skupiając się na jej zdobyciu i utrzymaniu za wszelka cenę. Każdą cenę.

A może jest jakiś plan? Może wcale nie chodzi o to, żeby miastu i mieszkańcom żyło się dobrze? Może w swojej naiwności idealistki nie dostrzegam, że można z miasta zrobić sobie całkiem dobrze prosperujący biznes… i robić dobrze – tylko komu? Sobie? Rodzinie? Wszystkim krewnym i znajomym królika? Trzeba spłacić długi wyborcze. Może inne zobowiązania? Ławka chętnych do skorzystania pewnie długa. I można ją wydłużać bez końca…

Mija 365 dni od wyborów.

Pozostało 1460 dni.


Ostatnio