Dzień tolerancji – 16. listopada. Dzień tolerancji. Zwrócił moją uwagę wśród wielu różnych dni i świąt nietypowych. Stan relacji międzyludzkich mobilizuje do zastanowienia nad kwestią: Czy jestem tolerancyjna? Czy my jako społeczeństwo jesteśmy tolerancyjni? Czy wszyscy rozumiemy to samo pod tym pojęciem?
Samo zaproponowanie tematu spowodowało w naszym zespole dyskusję . Wygląda, że temat jest istotny.
Słownik Języka Polskiego PWN podaje:
„tolerancja «poszanowanie czyichś poglądów, wierzeń, upodobań, różniących się od własnych»” *1
Definicja właściwie prosta. Ale nasuwa całe mnóstwo kolejnych pytań, które tutaj zadam. I na które, wcale tu nie odpowiem.
Zacznijmy od relacji rodzinno-towarzyskich.
Czy tolerujemy, czyli szanujemy wzajemne wybory w kwestii wyglądu, te wszystkie : „Jak ty się ubrałaś?!”, upodobań muzycznych czy kulinarnych? Np. placki ziemniaczane z cukrem ? Ależ skąd, przecież tylko na słono, ze śmietaną! Ewentualnie z sosem węgierskim 😉
No, to żarcik taki, ale czy już tu nie zaczyna się „krzywopatrzenie” na inność?
A w miejscu pracy?
Jak bardzo jesteśmy w stanie szanować inny od naszego styl pracy i gdzie przebiega granica, gdy nie jesteśmy już w stanie czegoś tolerować i dobrze wykonywać swoich zadań? Czy tolerowanie, czyli poszanowanie odmienności wzbogaca potencjał grupy, chociaż wymaga włożenia pewnego wysiłku od wszystkich i odrobiny wiedzy?
I czy odróżniamy poglądy, wierzenia i upodobania od zachowań jakie z tych upodobań wynikają? Czy jeśli jestem tolerancyjna/y to znaczy, że muszę cierpliwie znosić wszystko, co otoczenie mi funduje. Bo nie chcę narazić się na zarzut, że jestem nietolerancyjna/y?
A może jest tak, że wcale nie wszyscy uważamy, że tolerancja to zaleta. I ma być tak jak „JA uważam, bo tak być powinno i jest dobrze. Cała reszta nie ma racji i ma się dostosować. A kompromisy to porażki.”
A na arenie społecznej?
Trudnym tematem jest w tej chwili podejście do kwestii szczepień chociażby. I chyba nawet nie chcę wchodzić w rozważania o tym. Ale tak trochę obok, czy jako społeczeństwo wyjdziemy dobrze na tolerowaniu głoszenia poglądów niemających poparcia w żadnych argumentach merytorycznych, ale będących wynikiem czyichś przekonań? Nawet jeśli wynikają z niewiedzy.
Czy potrafimy powiedzieć, gdzie przebiega granica, za którą nie ma miejsca na tolerancję? Czy jest to kwestia tematu? W kwestii placków przyjdzie nam to łatwiej zapewne 😉 . Może jest to sprawa bardzo indywidualna?
A może jako społeczeństwo jednak jakoś się w tej kwestii potrzebujemy umówić?
Cała masa pytań. Chyba nie ma prostych odpowiedzi. Może jakieś propozycje?