Zbliżają się wybory parlamentarne. Wiadomo kto zwycięży. Otwarte pozostaje jedynie pytanie: z jaką przewagą? Powstało wiele prac, analiz badających rynek partyjny w Polsce. Ciągle jednak niewiele wiemy o samych wyborcach i ich motywacjach politycznych. Żyjemy w zamkniętych bańkach informacyjnych, gdzie na każdym kroku uzyskujemy pozytywne sprzężenie zwrotne własnych przekonań, utwierdzając się jednocześnie co do szaleństwa i demoralizacji zwolenników naszych oponentów. To nie ułatwia wzajemnego zrozumienia i, co gorsza, staje się wodą na młyn różnej maści populistów i politycznych manipulatorów.
Stąd też za cenne
należy uznać wszelkie próby zmiany tego stanu. Niedawno ukazał się raport
Sławomira Sierakowskiego oraz Przemysława Sadury pod tytułem „Polityczny cynizm
Polaków”. Raport ten opisuje stosunek obywateli do wybieranych partii,
potencjały ilościowe głównych elektoratów, różnice światopoglądowe czy
chociażby źródła, z jakich czerpią informacje poszczególne grupy wyborców.
Zanim streszczę
najważniejsze wnioski raportu warto wyjaśnić tytułowy cynizm. Zdaniem autorów,
polityczny cynizm Polaków polega na tym, że akceptują oni wady i patologie
wybranej partii, o ile ta zaspokaja ich potrzeby materialne lub broni ich
preferencji światopoglądowych. W przypadku partii Jarosława Kaczyńskiego będą
to transfery socjalne, a ostatnio także podniesienie płacy minimalnej, a na
poziomie ideologii opór wobec wielkomiejskiej, gardzącej „klasą ludową” elicie.
W przypadku PO wystarczy, że nie przynosi wstydu na arenie międzynarodowej, dba
o wzrost gospodarczy i wolności demokratyczne.
Najważniejszy
przekaz raportu jest taki, że Polacy, wbrew pozorom, wyborów politycznych
dokonują kierując się chłodną kalkulacją własnych interesów, a nie, jak podaje
stereotypowy przekaz, jest to efekt propagandy i manipulacji politycznej. Za
przykład niech służą media. Wyborcy opozycji mediów publicznych unikają jak
ognia, co można uznać za skądinąd słuszną próbę ratowania własnego zdrowia
psychicznego. Co ciekawe jednak, po drugiej stronie aż połowa elektoratu partii
Jarosława Kaczyńskiego uważa wiadomości TVP za stronnicze! Oglądają oni też częściej informacje z innych
źródeł, podczas gdy przeciętny wyborca KO ogranicza się głównie do TVN.
Weźmy inny
przykład: sprawę pedofilii i innych nadużyć w Kościele katolickim. Otóż znowu
wbrew oczekiwaniom, kwestia ta budzi silne emocje i sprzeciw także wśród
wyborców PIS, natomiast nie przekłada się to w ogóle na ich wybory polityczne.
Okazuje się, że film braci Sekielskich nie zaszkodził partii Kaczyńskiego, choć
z pewnością odbił się negatywnie na wizerunku Kościoła. Może to dziwić, gdyż
kluczenie obecnej władzy w tym temacie było przecież ewidentne.
Zwolennicy partii
Kaczyńskiego nie chcą dla niego większości konstytucyjnej. Dostrzegają
zasadność istnienia opozycji, choć już nie konieczności obrony
instytucjonalnych mechanizmów ograniczenia władzy. Zdaje się, że nie rozumieją,
iż ich prawidłowe działanie w gruncie rzeczy służy też ich intencjom, o
interesach nie wspominając. Jeśli PIS-owi udałoby się zdobyć większość
konstytucyjną w nadchodzących wyborach do sejmu, wówczas, jak przewidują
autorzy raportu, mógłby się ziścić „węgierski scenariusz”, w którym dochodzi do
blokady jakiekolwiek zmiany władzy.
Uważam, że ten raport
powinni przeczytać przede wszystkim politycy opozycji. Bez głębszego
zrozumienia, zarówno motywów, jak i interesów poszczególnych grup, trudno
będzie o zmianę układu sił. „Elektorat rezerwuarowy”, jak go nazywają autorzy
raportu, czyli osób wahających się, oceniają oni na poziomie 20 proc. dla PIS-u
i 22 proc. dla KO. Jest to liczba, która w istocie rozstrzyga o wyniku wyborów.
Jeszcze
niedawno Donald Tusk zwykł mawiać: „Spokojnie, to tylko PIS”. Dziś pewnie by
już tego nie powtórzył. Skąd się wziął ten sukces PIS-u? To oczywiście wina
Tuska! W 2015 roku, podczas wyborów prezydenckich, Bronisław Komorowski,
zapytany przez młodego człowieka, jak jego siostra ma kupić mieszkanie
zarabiając 2 tys. zł miesięcznie, odpowiedział, żeby zmieniła pracę i wzięła
kredyt. Nie wiemy, co zrobiła ta dziewczyna, ale wiemy, co stało się z
Bronisławem Komorowskim. Ta wypowiedź jest symboliczna, gdyż obnażyła stosunek
PO do państwa. Były prezydent uznał, że państwo nie ingeruje w mieszkalnictwo,
bo to prywatna sprawa. W efekcie obywatele poczuli się porzuceni przez państwo.
Oczywiście nie tylko w tej sferze.
Bartłomieja
Sienkiewicza zapamiętano głównie z ośmiorniczek i jego słynnego porównania
Inwestycji Rozwojowych Polski do „kupy kamieni”, by pozostać przy cenzuralnym języku.
Rzadziej jednak cytuje się jego dalszą wypowiedź, która moim zdaniem stanowiła
i nadal stanowi znakomitą diagnozę polskiego państwa. „Państwo polskie istnieje
teoretycznie. Praktycznie nie istnieje dlatego, że działa poszczególnymi swoimi
fragmentami, nie rozumiejąc, że państwo jest całością. Tam, gdzie państwo
działa jako całość, ma zdumiewającą skuteczność. Tylko jakoś nikt nie chce
korzystać z tej…”.
Okazało się, że
wkrótce skorzystał z niej Jarosław Kaczyński. 500+, ale też i inne transfery socjalne
pokazały, że państwo nie tylko może wspomagać obywatela w obszarach, w których
dotychczas bywało teoretyczne, ale też, że nie musi to oznaczać jego bankructwa
(przynajmniej na razie). Trzynasta, czternasta pensja dla emerytów i
podwyższenie płacy minimalnej wpisują się w to myślenie. W każdym razie wyborcy
PIS-u zyskali poczucie, że państwo się o nich zatroszczyło i że w końcu dostali
od polityków coś konkretnego. To poczucie jest na tyle silne, że nie podważają
go kolejne afery obecnego rządu. Zgodnie zresztą z tezą raportu, że dla
interesu materialnego wyborca jest w stanie wiele swojej partii wybaczyć.
Znamienne, że w
książeczce wyborczej PIS-u transfery socjalne znajdują się dopiero na czwartym
miejscu, co w istocie pokazuje stosunek tej władzy do tego tematu. Są one
narzędziem do legitymacji bardziej kontrowersyjnych działań, które nas
najpewniej czekają w przypadku zdobycia większości konstytucyjnej przez PIS.
Równie istotne jednak jest co innego. Jarosław Kaczyński wcale nie zniósł
państwa teoretycznego. Wszystkie główne problemy naszego państwa nadal są
aktualne. PIS nie ma żadnego pomysłu naprawy służby zdrowia, która jest jedną z
najgorzej finansowanych tego typu instytucji w EU i ma najniższą liczbę lekarzy
liczonych na 1000 mieszkańców. System emerytalny jest kolosem na glinianych
nogach. Oświata została zepsuta i nadal jest niedofinansowana. Tanich
komunalnych mieszkań na wynajem jak nie było, tak nie ma, a program Mieszkanie+
okazał się porażką. Podobnie zresztą jak reaktywacja lokalnych przewozów
komunikacyjnych. Można jeszcze dodać fundusz alimentacyjny, który nie działa od
dawna. Za to fundusz kościelny ma się całkiem dobrze.
Zdaniem
Małgorzaty Jacyno, 500+ było rodzajem powszechnej rekompensaty za porzucenie
obywateli przez państwo. PIS przyznało w istocie, że doszło do rozwodu państwa
z obywatelami i postanowiło coś z tym zrobić. Wybrano jednak ścieżkę
najłatwiejszą, pod wyborcze dyktando, opierając się wyłącznie na doraźnych
działaniach. Nie wprowadzono żadnych reform systemowych. PIS nie naprawia
instytucji publicznych ani nie poprawia znacząco jakości usług publicznych, a
to powinien być prawdziwy miernik dobrej władzy. Żeby zbudować państwo silne i
sprawne, trzeba czegoś więcej niż comiesięczny przelew na konto. Potrzeba
myślenia strategicznego i systemowego… ale najpierw trzeba mieć władzę.
Więcej przeczytasz też:
https://krytykapolityczna.pl/kraj/polityczny-cynizm-polakow-raport-z-badan-socjologicznych
https://kulturaliberalna.pl/2019/09/10/jacyno-wywiad-polska-wybory-pis-po-lewica-obietnice/
Podziel się tym artykułem
Like this:
Like Loading...
Najnowsze