Vente De Repaglinide Générique Carlier: Ale od 1 czerwca wnioskodawcy, którzy nie mają numeru ubezpieczenia społecznego lub ITIN, mogą złożyć oświadczenie, aby spełnić ten wymóg
Czasopisma Open access są niezwykle przydatne dla absolwentów, badaczy i wszystkich innych zainteresowanych osób do czytania ważnych artykułów naukowych i subskrybowania czasopism naukowych
Zapraszamy, aby twój głos został usłyszany, aby wpłynąć na zmianę, aby uratować trądzik
Drobne ludzkie szczenię usiłuje, trzymając się poręczy, stanąć w pierwszej pozycji. W lustrze odbija się pełna wysiłku twarz ośmiolatka. Sukces przychodzi z trudem po kilkunastu próbach.
– Widzisz, trzeba żebyś jeszcze zamienił
kształt paragrafu pleców na ładną postawę – spokojnym głosem Wiesław Głowacki
strofuje młodego adepta grupy tanecznej. – Spróbuj. Na pewno się uda.
Kilka
lat później.
–
To jak, idziemy na spacer? – I po chwili: –
Podobała Ci się ta muzyka? – mówi do małolata Stanisław Gruszczyński,
tuż po zakończonym koncercie.
– Aha – odpowiada tenże, najgrubszym głosem na
jaki go stać.
– Która aria najbardziej? – uśmiecha się widząc
zakłopotanie chłopca.
Milczą
obaj dłuższą chwilę. – Ta czwarta – pada „poważna” odpowiedź.
Może
mocniejsze hamowanie niż zwykle i tramwaj staje. Ciężarna kobieta próbuje
otworzyć ciężkie jednoskrzydłowe drzwi. Bez skutku. Pomocy udziela wysoki i wysportowany mężczyzna. Jedno,
drugie, kolejne szarpnięcie. Próby bezskuteczne. Kataryniarz pogania dzwonkiem.
Grupka uczniów w granatowych mundurkach z zielonymi lampasami na spodniach
wysyła do „ pomocy” swego kolegę.
– No, idź Wieśku. Pomóż Państwu.
Ze
środka grupki wychodzi drobny chłopaczek. Ogląda się, jakby nie był przekonany,
że to on ma pomóc. Może wolałby powrócić do dyskusji.
– No, idź! Tylko się nie wygłupiaj. Pomóż! –
ponaglają koledzy. – Widzisz, że pan nie ma siły.
Świetnie
wiedzą, młody ma to doskonale wyćwiczone.
Chłopak
podchodzi, kładzie na klamce trzy palce i swobodnym gestem, jak gdyby to było
piórko, a nie ciężkie stalowe drzwi, otwiera je na całą szerokość.
– Proszę – uśmiecha się i wraca do grupki nie
zważając na miny współpasażerów.
Przez
duże wystawowe okno sączy się światło. Jesień, dzień coraz krótszy. Wcześnie
zapalają się lampy. Dzielnicowa biblioteka zamknięta od kilku godzin. W środku
troje osób zatopionych w rozmowie.
– Sądzę – mówi zażywny pan z najbardziej rozpoznawalnym wąsikiem w kraju – że już czas na mnie.
Po
chwili spoglądając na pozostałych:
– Zasiedziałem się – mówi, chwytając w dłoń laskę. – Dobrze mi tutaj. Odprowadzisz mnie, młody człowieku? – spytał.
– Jeszcze tylko jedno pytanie, panie Jerzy – powiedziała bibliotekarka, dolewając ciepłej herbaty.
–
Słucham.
–
Czemu przyjechał pan do nas sam?
–
To znaczy, dlaczego bez Puzona? – uzupełniłem pytanie.
– Nie dla niego takie podróże – z uśmiechem powiedział pan Waldorff. – To wiekowy pies – dokończył.
Czasami,
cichutko i tylko przed samym sobą, trochę ze wstydem, choć coraz częściej…
To
może nie jest takie oczywiste, ale kiedyś był małym chłopcem i uczył się.
Właściwie należy powiedzieć, że to jego uczono. W domu, w szkole, na
dodatkowych zajęciach, w bibliotece. Nieśmiały, brzydki, zakompleksiony
dzieciak, w za wielkich ubraniach. Koledzy byli wyżsi, silniejsi, ładniejsi,
mądrzejsi, bogatsi i… Oczywiście, to wszystko siedziało w jego wyobraźni. Tyle,
że ON o tym nie wiedział, a tak bardzo chciał być jak ONI.
– Dzień dobry. Chciałbym… mam…
Młody
człowiek plątał się coraz bardziej próbując złapać oddech.
Przy nieodległej rabatce w ogrodniczym stroju stał
wysoki szczupły pan. Jeżu, to sam Georg Bidwell! Gdybym tak znał angielski. Jak
z nim gadać?
– Witaj, młody człowieku. Przyszedłeś za
wcześnie. Dziewczynki są jeszcze w szkole – głos należał do stojącej przy siatce kobiety,
trzymającej w ręku małe grabki i kołek do wsadzania roślin.
–
To, to chyba – tłukło się po głowie – pani Anna. Tylko o co chodzi z tymi
dziewczynami?
– Dzień dobry Pani – dukam, jąkając się. – Ja,
ja przyniosłem list od pana Hofmana. Proszę.
– Sam przyszedłeś od Vlastimila? Wejdź do środka – mówiła. – Zaczekasz, aż odpiszę. Napijesz się czegoś?
Wracałem
z Owczego Dworu do Szklarskiej na skrzydłach. Takie spotkanie! Szkoda, że nie
poznałem „dziewczynek”. Ale, co tam.
Muszę
jeszcze zajść do Vlastimila Hofmana i oddać odpowiedź.
Te
okruszki zdarzeń, niespodziewane spotkania, chwile rozmowy, jakaś podpowiedź,
wspomnienia lub krótka lekcja, nauczyły więcej niż szkolne ławki. Mógłbym
wymienić ich całe mnóstwo. Wszystkie z ciekawymi ludźmi. Pisarze, poeci,
ciecie, profesorowie, majstrowie różnych zawodów, aktorzy, malarze,
nauczyciele, piosenkarze. Każda z nich nadawała nowy kierunek. Wyjaśniała
jednym słowem, jednym zdaniem różne zawiłości, pobudzała ciekawość.
Najwspanialszy
moment, to ten, kiedy pojawia się uczucie porozumienia z drugim człowiekiem.
Nie musi być wypowiedziane czy ustalone pisaną umową. Może być jedno lub
dwustronne. Ważne, żeby nie było kradzione, tylko przekazane.
Prawie
zapomniałem jakie to uczucie. Pojawiało się najczęściej w spotkaniach
niewielkich grup lub rozmowach bezpośrednich.
Wróciło.
Niespodzianie. Po kilku latach i przy pełnej sali. Sprawił je wielki (także z
postury) kreator ról teatralnych i filmowych (p. 2 fotka). Kilka cennych uwag i
chwila bezpośredniej szczerości. Właśnie ta chwila przywołała zapomniane
doznania. Taki przekaz może dać człowiek o dużym doświadczeniu i znakomitym
dystansie do siebie oraz ludzkich ułomności. Bez ocen, bez „dydaktycznego
smrodku” i nawracania na tę prawdę jedyną.
Spotkanie
z Wiktorem Zborowskim. Proste i takie niezwyczajne. Pachnące prawdziwą kulturą,
której na co dzień brakuje.
Dlatego
też cichutko pomyślałem, że jestem szczęściarzem. Mam ciągle wspaniałych
Nauczycieli i ciągle się uczę, jak przekazać innym tę wiedzę.
Takich
spotkań i takich doznań życzę WAM jak najwięcej.