Własny pokój

By RzeczJasna sie 3, 2019

„Historia męskiego sprzeciwu wobec emancypacji kobiet jest, być może, ciekawsza niż historia samej emancypacji.”

„Własny pokój” Virginii Wolf w przekładzie Agnieszki Graff to feministyczna klasyka gatunku.  Pisarka Sylwia Chutnik i reportażystka Karolina Sulej dołożyły do niego współczesny komentarz. Są to rozmowy z sześcioma znanymi kobietami, które działając twórczo na kompletnie różnych polach, na swój sposób interpretują hasło „własny pokój”. Wokalistka i songwriterka Edyta Bartosiewicz, pisarka Joanna Bator, aktorka Magdalena Cielecka, artystka wizualna Katarzyna Kozyra, dziennikarka Martyna Wojciechowska oraz psychoterapeutka Ewa Woydyłło konfrontują się z brytyjską ikoną feminizmu i dyskutują o swojej wizji kobiecości.

 Esej napisany już 90 lat temu jawi się nieznośnie aktualnym, a traktuje o pozycji kobiety w ówczesnym świecie.  Wolf dowodzi, że kobieta potrzebuje niezależności finansowej i własnego pokoju najlepiej zamykanego na klucz, by tworzyć, w tym wypadku fikcję literacką.

Niby nic, powiemy, właściwie, dlaczego miałoby mnie obchodzić to, czego potrzebuje kobieta z angielskiej klasy średniej u progu dwudziestego stulecia. Dywagacje damy z histerią po kilku próbach samobójczych, zazdroszczącej Szekspirowi geniuszu. A jednak poprzez nakreślenie hipotetycznej sytuacji, w której Szekspir miałby równie wybitną jak on siostrę, to w tamtych czasach nie miałaby ona szansy na ujawnienie swego talentu. Wolf analizuje, jak potoczyłaby się jej kariera pisarska i w ogóle życie. Otóż kariery jako takiej w ogóle by nie było, bo po pierwsze nie mogłaby się kształcić w takich przedmiotach jak jej brat, czyli chociażby łacina, literatura antyczna, retoryka, historia. Nie mogłaby udać się na samotną włóczęgę do Londynu porzucając przy tym rodzinę i dziecko, by grać w teatrze, inwestować na giełdzie i nabywać na salonach dworskich ogłady i nawyków, jak czynił to jej brat oraz po prostu zająć się pisaniem w tytułowym „własnym pokoju”. Płeć okazuje się tu mieć ogromne znaczenie, gdyż determinuje role i aktywności, jakie by podejmowała. To tylko jeden przykład z wielu, które autorka mnoży, nawiązując do różnych postaci w historii literatury, przybliżając warunki w jakich tworzyły i możliwości, których były lub nie pozbawione.

Tytułowy „Własny pokój” może być pomieszczeniem, ale także stylem życia, ciałem, językiem. Stał się wielopiętrową metaforą kobiecego losu. Zarówno Wolf, jak i współczesne twórcze kobiety polskiego świata sztuki i przestrzeni publicznej pochylają się ponownie nad esejem i wpuszczają go w kontekst współczesny, opatrując własnymi spostrzeżeniami.

„(…) wartości kobiece różnią się często od tych, które stworzyła płeć przeciwna, to rzecz naturalna. A przecież męskie wartości mają przewagę. Ujmując rzecz po grubiańsku, piłka nożna i sport są „istotne”; zaś moda i kupowanie strojów – „trywialne”.

A jednak, zarówno Wolf, jak i współczesne „komentatorki” podkreślają, że do tworzenia i ekspresji siebie niezbędne jest „oświecić latarką duszę”, a nie wzmacniać poczucie krzywdy i wylewać żółć na patriarchalny system. Myślę, że w tym tkwi sedno i nieprzeciętny atut tej publikacji. Zmusza ona do refleksji nad tym, kim ja jestem, na jaką wolną, twórczą kobietę mnie stać. Jest to książka o budowaniu, konstruowaniu siebie, a poprzez obecność i doświadczenie innych kobiet stanowi również swego rodzaju kolektywną grupę wsparcia, przełamując kolejne stereotypy, jakoby kobiety nie były w stanie się prawdziwie kochać i wspierać nawzajem.  Kolejnym genialnym elementem eseju jest połączenie potrzeb duszy z potrzebami żołądka. Autorka lekką ręką pisze o tym, że jeśli chcesz się zająć twórczością, sztuką, samorozwojem, musisz mieć zaspokojone podstawowe potrzeby. Dobra kolacja jest zatem gwarantem inspirującej dyskusji. Trywialne? A jakże prawdziwe. Zatem warto czytać, dyskutować, rozmyślać nad, celebrować. Zdecydowanie polecam.


Ostatnio