Co warto poprawić na ostródzkim basenie?

By RzeczJasna sty 15, 2020

Po ponad 3 latach ostródzki basen został ponownie otwarty. Przyznam szczerze, że po tylu opóźnieniach i różnych petrurbacjach, nie do końca w to wierzyłem, a zamiast euforii udzielał mi się chłodny specptycyzm. Z drugiej strony jednak, brak perspektywy dojeżdżania do Morąga i straty czasu związanej z tym dojazdem, dodawał odrobinę etuzjazmu. Poniżej przedstawiam moje wrażenia z tej pierwszej, po latach, wizytacji na mokro.

Na wstępie dodam, że przez ostanie 6 lat odwiedziłem wiele basenów, gdyż uprawiam triathlon, a ten z kolei wymaga systematycznego treningu pływackiego. Wydaje mi się więc, że mam przyzwoite rozeznanie w basenowej materii. Nie będzie tu jednak opinii na temat dzikiej rzeki, saun czy części rekreacyjnej z tego prostego powodu, że podczas mojej wizyty nie było na to czasu ani sił.

Spis ten ma charakter bardzo subiektywny i niekompletny. Liczę, że pozostali czytelnicy również podzielą się swoimi wrażeniami i przemyśleniami.

Pierwsza istotna sprawa, która rzuca się w oczy, dotyczy szatni zewnętrznej. Na większości pływalni jest ona wydzielona i obsługiwana przez pracownika. Niektórzy, ze względu na oszczędności, stawiają na samoobslugę. Tak właśnie jest u nas. Problem w tym, że wieszaki są wyłącznie po jednej stronie i jest ich zdecydowanie za mało. Z mojego punktu widzenia, nie sprawdzi się pomysł z szafkami zamykanymi na kluczyk, które znajdują się na wprost wejścia, gdyż zniechęca kaucja i dodatkowy kluczyk. Za nietrafiony uważam również pomysł z przechowalnią bagażu miejskiego w tym miejscu, ponieważ zabiera ona niepotrzebnie przestrzeń na kolejne wieszaki, a pożytku z tego raczej nie będzie. Dobrym rozwiązaniem byłoby zastosowanie w tym miejscu wieszaków stojących, podobnych do tych w Morągu.

Przejdźmy do szatni wewnętrznej. Szafki są upchnięte bardzo blisko siebie i węższe niż te w Morągu, co jest irytujące na początku, ale pewnie można się przyzwyczaić. Brakuje miejsc siedzących, bo te pod szafkami są niewystarczające. Wystarczy, że 2-3 osoby mają szafki obok siebie, a powstaje klincz. Na środku jest wolna przestrzeń, która jest, moim zdaniem, zmarnowana, a też można było tam umieścić szafki, co dałoby większy komfort do przebierania. Układ przed remontem był zdecydowanie bardziej ergonomiczny. Ta sama przestrzeń była po prostu lepiej wykorzystana.

Zdjęcie z archiwum autora

Największym mankamentem są natryski. Nie waham się powiedzieć, że to jest dramat. Zacznijmy od  ilości. W Morągu jest osiem, u nas trzy! Serio?! Z tego, co się orientuję, w damskiej łazience są cztery. Cóż za niekonsekwencja, by nie powiedzieć dyskryminacja! Tym bardziej, gdy z moich obserwacji wynika, że na basen przychodzi więcej mężczyzn. To oczywiście bez znaczenia, bo natrysków powinno być więcej w obu łazienkach, przynajmniej pięć, a najlepiej sześć, jak przed remontem. Tym bardziej, że jest miejsce na ściance wprost od wejścia, graniczącej z główną halą.

Dalej, przycisk do uruchamiania prysznica to jakieś narzędzie tortur. Pomijam fakt, że jest możliwość skorzystania z zimnej wody, o czym marzy pewnie każdy po pływaniu. Ważniejsze jednak jest coś innego. Znowu odwołam się do Morąga. Tam jest fotokomórka, po zbliżeniu do której woda leci przynajmniej przez 20-30 sekundy. U nas woda sączy się przez 2-3 sekundy, co wymaga de facto trzymania ręki na przycisku podczas całej kąpieli! Coś, co w Morągu zajmowało mi 2-3 minuty i było relaksem oraz odpoczynkiem, teraz jest źródłem stresu i dziwnym ćwiczeniem przypominającym kocie ruchy.

Zdjęcie z archiwum autora

Co do głównej hali, wygląda ona dość estetycznie, choć brakowało mi trochę doświetlenia głównej niecki od przodu i tyłu. Pierwsza rzecz, na jaką zwróciłem jednak uwagę, to liny torowe. Kupiono najtańszy produkt na rynku. Wyglądają jak atrapy, poza tym były za luźne i unosiły się na wodzie jak chciały. Wyjątkowo nieudana oszczędność. Każdy, kto był w Morągu i widział tamtejsze liny torowe wie, co mam na myśli. Zwróciłem uwagę ratownikowi na problem ich naciągu i poinformował mnie, że lada moment zostanie on rozwiązany. Został?

Kiedy wróciłem do szatni okazało się, że na podłodze stoi woda. To uzmysłowiło mi, że brakuje odpływów w przebieralni. Jedyny odpływ jest pod wejściowymi drzwiami i nie ma z niego żadnego pożytku. Chyba, że nastąpi poważna powódź, co jest całkiem możliwe, jeśli osoba sprzątająca zaśpi na moment na posterunku.

Na koniec przejdźmy do kosztów. Można by je pomniejszyć, mowa tu o użytkownikach, gdyby suszarki do włosów umieszczono poza płatną strefą, jak to jest chociażby w Morągu. Wtedy można by na tę czynność przeznaczyć dowolną ilość czasu, a tak… znowu stres. Co do cen, to jesteśmy odrobinę drożsi. Za 60 minut na samej pływalni osoba dorosła zapłaci u nas 13 zł, a w Morągu 11 zł. Jeśli dodamy do tego saunę, wyrównujemy się z Morągiem na poziomie 15 zł. W Morągu jednak, do godziny 14:00, ceny są o kilka złotych niższe ze względu na niższą frekwencję w tych godzinach. Warto też wspomnieć o maluchach. W Morągu, podobnie zresztą jak w innych miejscach, dzieci do lat 5 wchodzą za darmo. U nas obowiązuje opłata 5 zł. Szukanie zysku w tym obszarze uważam za niewłaściwe. 

Dodam jeszcze, że warto rozważyć godziny wejścia od 6:00 rano, zamiast od 7:30. Taki standard jest w zasadzie wszędzie. Wynika to z tego, że jest grupa osób, która z basenu korzysta przed pracą i warto o nich zadbać. Przed remontem basen był otwarty od 6:00. Wiem, bo korzystałem.

Proszę nie odbierać tego przeglądu jako listy skarg i zażaleń. Czegokolwiek byśmy nie remontowali, zawsze na początku wychodzą pewne braki. Ważniejsza jest otwartość i wola systematycznego poprawiania jakości usług, czego życzę nam wszystkim.

Ostatnio