„Mazurskie Stonehenge”, czyli cudze chwalicie, swego nie znacie.

„Polskie Stonehenge”; „Mazurskie Stonehenge”;  „z kamiennych kręgów kultury megalitycznej”; „wokół tylko stary las bukowy i bagna”; „trudno tam trafić”; „niesamowite miejsce”; „aż dreszczyk przechodzi…”; „aktywnie popierali Hitlera”;”tajemniczy cmentarz rodu Dohnów” ; „miejsce trudne do znalezienia.”
Takie opisy można znaleźć w Internecie.
Czujecie się zaintrygowani? Słusznie! My też. Zapraszamy na wyprawę w okolice Markowa pod Morągiem. Sprawdźmy, czy internety nie przesadzają.

W jednym musimy się z internetami zgodzić – pseudomegalityczny cmentarz Dohnów pod Markowem robi wrażenie.  Dwie potężne płyty nagrobne hrabiów zu Dohna-Lauck. Groby ojca i syna w półokręgu potężnych głazów nawiązuje do kamiennych kręgów kultury megalitycznej.

Pseudomegalityczny cmentarz Dohnów pod Markowem. Grobowiec ojca

W jednym z grobów pochowano Fryderyka Ludwiga burgrafa i hrabiego zu Dohna-Lauck (4.04.1873, † 1.07.1924). Drugi grobowiec jego syna Christopha Friedricha zu Dohna-Lauck (12.10.1907, † 3.09.1934), który zginął w wypadku samochodowym nad Jeziorem Bodeńskim.

Kim byli Dohnowie?

Dohnowie to jeden z potężnych rodów Prus Wschodnich. Byli junkrami, czyli pruską klasą szlachecką  wywodząca się z końca okresu panowania Krzyżaków w Prusach. Druga połowa XV wieku zastała Prusy krzyżackie wyludnionymi i wyczerpanymi po wojnie trzynastoletniej. Zakonna kasa świeciła pustkami, tymczasem Krzyżacy posiłkowali się podczas wojny niemieckimi dowódcami najemnymi, którzy domagali się ogromnych żołdów. Wobec braku pieniędzy postanowiono płacić ziemią. Początkowo Zakon oddawał swą ziemię pod zastaw. Reguła ta wskutek rosnącego zubożenia Krzyżaków poszła jednak z biegiem czasu w zapomnienie, a zastaw zastąpiła własność.

Tak narodziło się wiele późniejszych największych wschodniopruskich rodów. Także rodu Dohnów, który odgrywał doniosłą rolę polityczną w Prusach.  Na początku XVIII wieku linie rodu zu Dohna podzieliły się cztery majątki : Dohna-Schlobitten (dzisiejsze Słobity), Dohna-Schlodien (Gładysze), Dohna-Lauck (Ławki) i Dohna-Reichertswalde (Markowo). Dobra Dohna-Lauck i Dohna-Reichertswalde zostały połączone w 1878 r. i utworzyły kompleks majątków o powierzchni 7000 hektarów!

A spoczywający na tajemniczym cmentarzu Fryderyk Ludwik szambelan Królestwa Pruskiego, jak jego ojciec i dziad – rycerz zakonu joannitów (luterańskiej gałęzi katolickiego Zakonu Św. Jana Jerozolimskiego) gruntownie rozbudował pałac w Markowie.

Zagadka pseudomegalitycznego cmentarza Dohnów

Forma cmentarza i jego umiejscowienie jest prawdopodobnie wynikiem fantazji hrabiów zu Dohna-Lauck. Drzewa, które go dziś porastają są stosunkowo młode, gdy powstawał zapewne nie było tu lasu. A z górki rozciągać się musiał wspaniały widok. Tradycyjnym miejscem pochówku hrabiów z Markowa był barokowy kościół w Strużynie. Natomiast członkowie głównej linii zu Dohna-Lauck, spoczywają w krypcie ruin gotyckiego kościoła w Ławkach (niemieckie – Lauck).

Dlaczego Friedrich Ludwig zu Dohna-Lauck na miejsce wiecznego spoczynku wybrał wzgórze ok 2 km od swojego pałacu i to w tak osobliwej formie? Tego już się pewnie nigdy nie dowiemy z całą pewnością. Ale zagadkę ciekawie próbuje wyjaśnić pan Grzegorz Pepłowski:

„Las ma to do siebie, że czasem jest, a czasem go nie ma. Dzisiaj jest. Ale obiekt, przed wojną nie był ukryty w lesie, lecz znajdował się na rozległej polanie.  Od północy, a więc od strony zbocza również drzew nie było, a ze wzgórza rozciągał się piękny widok na położone poniżej łąki, sama nekropolia była też widoczna z daleka.  Nie było więc to miejsce odludne, a silnie wyeksponowane.  W zachodniej części cmentarza znajdowała się droga, biegła ona  na południe, potem na południowy zachód, w stronę pałacu w Markowie (część tej drogi jest dzisiaj widoczna na polach, obok Markowa).   Po wojnie drogę przy cmentarzu zlikwidowano i posadzono las.  Być może  po to, aby utrudnić dostęp do nekropolii.
Miejsce na cmentarz wybrał hrabia Friedrich Ludwig zu Dohna-Lauck (ojciec). Hrabia był myśliwym, jak i wrażliwcem. Przez lata spędzał długie, jesienne wieczory na wzgórzu, obserwując odbywające się na łąkach poniżej, rykowisko jeleni. Była to jego ulubiona „miejscówka”. Jego życzeniem było zostać tu pochowanym. Syna złożono obok ojca. Pogrzeb Christopha, jak twierdził jego brat, Adalbert Victor zu Dohna -Lauck odbył się nocą, w świetle pochodni, co było modnym wówczas rytuałem”.  

źródło: http://www.kamienie-wilhelma.net.pl/rod-von-dohna

Nowa nekropolia była z pewnością przewidziana jako miejsce pochówku dla kolejnych członków rodziny. Co prawda spoczął tu tylko Friedrich Ludwig i jego syn, ale gdyby nie wojna, być może miejsce to zapełniłoby się z kolejnymi imponującymi  grobowcami Dohnów.  

A tak żona Friedrich Ludwiga, Elisabeth hrabina von Arnim zmarła w październiku 1945 roku już po zajęciu dworu w Markowie przez Armię Czerwoną. Każdy, kto czytał „Dziennik z Prus Wschodnich” Lehndorff’a może się tylko domyślać jak dramatycznie musiały wyglądać ostatnie miesiące życia 68-letniej hrabiny.

Natomiast młodszy syn Friedricha Ludwiga – Adalbert Victor, który był ostatnim właścicielem Markowa przeżył wojnę. Odwiedzał Markowo i zapewne groby ojca i brata w pobliskim lesie. Bywał w Muzeum Herdera w Morągu. Zmarł w 2009 roku.

Adalbert Victor (1914–2009), który był ostatnim właścicielem Markowa. Odwiedzał Markowo i zapewne groby ojca i brata w pobliskim lesie. Bywał w naszym muzeum. Na zdjęciu z Magdaleną Bartoś podczas wernisażu wystawy „Piękno dawnej książki” w ramach wielkich uroczystości 250-lecia urodzin Herdera.
Adalbert Victor zu Dohna – Lauck, który był ostatnim właścicielem Markowa. Na zdjęciu z Magdaleną Bartoś podczas wernisażu wystawy „Piękno dawnej książki” w ramach wielkich uroczystości 250-lecia urodzin Herdera. Żródło Facebook Muzeum Herdera w Morągu.

No dobrze, ale swastyka i cytat z Adolfa Hitlera?

Jeśli trochę pozna się historię Prus Wschodnich nie dziwi, że młody Christoph zu Dohna-Lauck mógł być wyznawcą tej ideologii. Zginął w wypadku samochodowym u podnóża Alp, gdy jego auto stoczyło się do Jeziora Bodeńskiego. Na potężnym głazie przy jego grobowcu widnieje ogromną  swastyka wpisana w tarczę słoneczną. Z drugiej strony głazu zarosłe mchem wyżłobienia układają się w cytat z Pierwszego Listu do Koryntian (15,55): „Der Tod ist verschlungen in der Sieg” (Gdzież jest o śmierci twoje zwycięstwo). Pod nim wyryto słowa: „Ich warte auf den Christus” (Czekam na Chrystusa[1]). A jeszcze niżej imię i nazwisko, które dekadę później stało się synonimem największych zbrodni: „Adolf Hitler”.

Inskrypcja na głazie z nagrobka Christopha zu Dohna-Lauck

Ale pamiętajmy, że był rok 1934….
Zaledwie 1,5 roku wcześniej 30 stycznia 1933 r. prezydent Hindenburg mianował Adolfa Hitlera kanclerzem Niemiec. A nazistowska dyktatura rozkwitła dopiero po śmierci Hindenburga w sierpniu 1934 r.  

Nie szukamy tu usprawiedliwienia, jednak, gdy zginął młody Christoph nie wydarzyły się jeszcze Noc Kryształowa, wojna, obozy koncentracyjne i holokaust… Wielu wschodniopruskich arystokratów, było początkowo zafascynowanych nazizmem, aby później się od niego odciąć, a nawet stać się jego zaciekłymi wrogami.  Jak książę Alexander zu Dohna-Schlobitten lub gen. Heinrich zu Dohna z Tołkin, który został stracony za udział w spisku na życie Hitlera w Wilczym Szańcu.

Ale to już jest temat na całkiem inną opowieść…

Jak trafić na pseudomegalityczny cmentarz Dohnów pod Markowem?

Nie jest to wcale tak trudne jak twierdzą internetowe fora „odkrywców tajemnic” 😉 Niewątpliwie jednak, bez względu na porę roku warto uzbroić się w dobre buty i raczej nie wybierać się tam w deszczu, bo wzgórze pokryte jest w dużej mierze gliną.

Z Markowa udajcie się w kierunku Młyna Klekotki. Zatrzymać się trzeba w połowie drogi, bo do samego cmentarza samochodem nie dojedziecie. Rowerem też będzie trudno. Kawałek trzeba przejść na własnych nogach. Sam cmentarz wskażą Wam mapy Google, ale po pierwsze już drogę do niego wytyczają zupełnie bez sensu. A po drugie, co to za przygoda z GPSem w garści :D.  

My polecamy zatrzymać się przy stawach rybnych, jeśli jedziecie samochodem i dalej i przejść już drogą przez łąki zostawiając stawy po swojej lewej stronie. Maszerujemy aż do charakterystycznego dębu (zupełnie jak Z Wiedźmina III :D), przekraczamy strumień i za ścieżką dochodzimy do ściany lasu. A potem prościutko pod nieco stromą górkę. I już jesteście na miejscu.


[1] Na temat brzmienia tego cytatu toczy się w Internecie ciekawy spór, ale najbardziej logiczne wyjaśnienie znajdziecie w tym artykule: http://www.gazeta.mazury.pl/pseudomegaliczny-cmentarz-w-markowie/

Więcej o śladach rodu Dohnów w naszym regionie znajdziecie na stronie: https://www.it.mragowo.pl/szlakiem-posiadlosci-rodu-dohnow,8,1927,pl.html.

Ostatnio