Lepiej nie myśl, że migdały są niebieskie…

By RzeczJasna maj 26, 2022

Najgorsze jest czekanie w niewiedzy. Zabierają dziecko na twoich oczach i sama nie wiesz, czy wróci. A niby to tylko usunięcie trzeciego migdałka.


Nie lubię poniedziałków

Wstajesz z samego rana i obładowana toną rzeczy, wciśniętych w największą walizkę idziesz przez dzielący cię zaledwie o pięć minut park na izbę przyjęć powiatowego szpitala. Przed tobą maszeruje malutki człowiek, który nie ma pojęcia, co go czeka. Ty już wiesz. Na wstępie test covid, papierologia i trafiasz do izolatki – 3 na 2 metry z pięcioma osobami.

15 minut później znów wleczesz małego człowieczka w nieznane i czekasz na kozetce na oddziale otolaryngologii. Nie jest źle, bo już mamy kolegę, który przywędrował zaraz za nami. Szybki wywiad i badanie, gabinet zabiegowy i zakładanie wenflonu tu nazywanego „motylkiem”. Obyło się bez płaczu, więc idziemy udzielać kolejnych wywiadów. A potem sala – 3 łóżka, 3 szafki i zlew, TV na monety – wszystko razem kolejne 3 na 2 metry. Tuż za dyżurką.

Myślę sobie – jesteśmy, wszystko dobrze. Przecież nic złego się nie stanie. Tylko przeżyć ten prosty zabieg i do domu.

Szpitalna sala | fot. Marta Jankiewicz

Sądny wtorek

Nie spałam. Trudno spać, kiedy wiesz, że twoje dziecko czeka operacja. Prosta, a jednak – narkoza, intubacja, ingerencja chirurga. Poza tym spanie z dzieckiem na 70- cio centymetrowym łóżku równa się z niewyspaniem. Mój syn był pierwszy. Biała, fizelinowa koszulka, syrop tzw. „głupi jaś” i kroplówki. Nim się obejrzałam już go przenoszono na łóżko i ciemnym długim korytarzem zawieziono do windy. Nie wiesz, co myśleć. Wróci? Wszystko się uda? Obudzi się po narkozie? I nie wiem, co mam z sobą zrobić – iść gdzieś, zjeść coś, zadzwonić do bliskich? Totalny mętlik.

Nie wiem, kiedy zleciało te 35 minut. Widziałam, jak pielęgniarki idą po niego do windy. Przybiegłam, jak tylko z niej wyjechał. On – malutki jak lalka, w pozycji embrionalnej, z zamkniętymi oczkami. Niewinny, kompletnie bezbronny. Spał tak przez pół dnia z przerwami na cienki płacz. Wiedziałam, że kolejna noc to ponowny strach i czuwanie.

Środa – nadzieja

Całą noc wydawało mi się, że jest cieplejszy, bardzo się pocił. Rano 37.2, jedno oczko czerwone, zaropiałe. Mimo wszystko mamy się szykować na badanie i do domu. Zgłaszam swoje zaniepokojenie. Ale tak ma przecież być. Oko, to wina zatarcia pewnie podczas zabiegu. Na temperaturę podano dożylnie lek. I można iść do domu, bo już cały oddział ma zaplanowane zabiegi. Kilkoro dzieci biegało po korytarzu, za nimi tak samo niespokojni rodzice.

Wyszliśmy. Może to faktycznie nic takiego. W końcu ma żywą ranę w buźce. W domu dojdzie do siebie. A może nie?…

Część 2. tekstu wkrótce.

Ostatnio